Zespół Histeryk Filip największe triumfy święcił w pierwszej połowie lat 80. Po ponad 20-letniej przerwie wraca na scenę.

Grupa narodziła się w Gniewkowie na początku lat 80. Było ich pięciu: Leszek Lorek (gitara basowa, wokal), Tomasz Wesołek (gitary), Mariusz Czak (gitary), Ryszard Wrzesiński (perkusja) i Adam Szarek z Inowrocławia (gitary).
Zmarnowane Opole
Grali rocka porównywalnego dziś do grupy The Scorpions. Szybko zdobywali popularność. Ich utwory można było słuchać nie tylko w radiu PiK, ale nawet w "Trójce”. Wreszcie spróbowali swych sił na Ogólnopolskim Młodzieżowym Przeglądzie Piosenki. Jury zakwalifikowało ich do "Złotej Dziesiątki”. - Była to przepustka na festiwal w Opolu. Mieliśmy jednak pecha. Festiwal odwołano z powodu stanu wojennego - wspomina Leszek Lorek. Ale grać nie przestali. Byli gwiazdą "Rockowiska” w Łodzi, na którym o przychylność jury starał się zespół Rezerwat.
Szybko rozwijającą się karierę Histeryka przerwało wojsko. W kamasze trafiło czterech z pięciu członków zespołu. - Byliśmy załamani. Czuliśmy, że wszystkie nasze próby i osiągnięte sukcesy poszły na marne - opowiada Leszek. Mieli jednak wtyki w WKU. Razem trafili do jednej jednostki, do Braniewa, a więc tuż pod polsko-radziecką granicę. Swoje długie rockowe włosy zostawili w pociągu podczas podróży z cywila do wojska.
Cud na wojnie
To był ciągle jeszcze stan wojenny. Chłopcy spodziewali się najgorszego, łącznie z wymarszem na III wojnę światową. Był stres i pot, nieustanne poligony, wymarsze, pobudki, nocne alarmy. Dookoła mnóstwo czołgów, wybuchów. Dusze rockmanów czuły się tam fatalnie.
- Nagle zdarzył się cud. Do Braniewa trafił kapelmistrz Wojskowej Orkiestry Reprezentacyjnej. Poszukiwał ludzi do zespołu, więc zabrał nas do Warszawy - opowiada. Czekał tam na nich sam Krzysztof Wałecki (w latach 90. wokalista Oddziału Zamkniętego). Do zespołu trafił w podobny sposób jak gniewkowianie, tylko że z jednostki w Sandomierzu.
Co ciekawe, wojsko pozwoliło grać im swoje rockowe kawałki. Musieli jednak koncertować w mundurach i zmienić nazwę z Histeryk Filip na... Rogatywka. - Władze podeszły do sprawy marketingowo. Chłopcy w mundurach śpiewający piosenki dla młodzieży wpływali na dobry wizerunek wojska - wspomina Leszek. Czuli się jak The Beatles w filmie "Let it Be”. - Spaliśmy na jednej sali, jedliśmy na jednej sali i graliśmy na jednej sali. Sprzęt muzyczny stał tuż obok łóżka.

Dali kilkaset koncertów. Śpiewali dla żołnierzy, a nawet dla generalicji. - Wówczas bardziej rockowe numery musieliśmy nieco wydelikatniać. No i graliśmy prawie na baczność. Występowali też przed cywilną publicznością. Jak podczas przeglądu w Lublinie konferansjer zapowiedział, iż na scenie wystąpi wojskowy zespół Rogatywka, rozległy się potężne gwizdy. Po występie jednak ta sama publiczność zażądała bisu.
Zdobyli wyróżnienie na festiwalu piosenki radzieckiej w Zielonej Górze. Znaleźli się w gronie laureatów Turnieju Młodych Talentów, w którym startowało tysiąc zespołów z całej Polski. Zainteresowały się nimi media. Były wywiady w radiu, telewizji i prasie. Po zakończeniu służby wrócili do domu. - I to był nasz błąd. Trzeba było zostać w Warszawie - żali się Leszek.
Powrót do cywila
Teraz musieli sobie radzić sami. Wrócili do starej nazwy. Wystąpili co prawda jeszcze na festiwalu w Jarocinie w 1985 roku. Dali jednak nieudany koncert. - Fatalnie nas nagłośnili, więc furory nie zrobiliśmy. Zerwały się wszystkie kontakty i na tym zespół zakończył karierę. Nie zdążył nawet nagrać płyty. Symbolicznym końcem zespołu był film Piotra Łazarkiewicza o Jarocinie. Na plakaty promujące trafił zamyślony Leszek Lorek z gitarą(...)
(źródło: Gazeta Pomorska, D.Nawrocki "Histeryk Filip wraca na scenę", 8.11.2008)